[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może to nadrobi, skoro poznała osobiście autora.
Potem nastąpiło spotkanie z ojcem. Starszym, chudszym, dziwnie
odmienionym. Nie potrafiła określić, na czym to polegało, wiedziała tylko,
59
R S
że jest inny. Nie to, żeby odnosił się do niej inaczej; był jak zwykle czuły i
kochający. I nie mogła życzyć sobie lepszego potraktowania Scotta.
Ale coś było nie całkiem w porządku - może jakieś
niewypowiedziane napięcie pomiędzy nim a matką? Z pewnością nigdy nie
słyszała, by odzywał się do żony tak stanowczym tonem.
Jednak największym wstrząsem, bez którego doskonale mogłaby się
obyć, było to nieoczekiwane - aż do rozmowy telefonicznej z matką -
spotkanie z siostrą.
Dawniej były sobie bliskie, bardzo bliskie, lecz czas i okoliczności
sprawiły, że to się zmieniło.
Siostra też nie sprawiała wrażenia zadowolonej ze spotkania; ich
spojrzenia toczyły milczącą walkę. Błysk wrogości przemknął po twarzy
Soni. Ukryła ją, gdy zorientowała się, że nie są same. Zerknęła z ukosa na
Jeda stojącego u boku Meg, jej zielone oczy otworzyły się szerzej. Meg nie
sądziła, by siostra go rozpoznała, była to raczej typowo kobieca reakcja na
przystojnego mężczyznę.
- Meg, kochanie - odezwała się w końcu chłodnym tonem. - Jak miło
znowu cię widzieć. - Przeszła przez pokój, obdarzyła Meg krótkim
uściskiem, dotknęła policzkiem jej policzka i złożyła w powietrzu
pocałunek. - A to jest...? - Obrzuciła Jeda spojrzeniem pełnym czysto
kobiecego uznania.
Meg zwalczyła chęć zazgrzytania zębami, nie miała bowiem kłopotu
z właściwą interpretacją tego spojrzenia. Dokonała jednak prezentacji, w
sposób możliwie najkrótszy, nie zapomniała też o Jeremym, który zbliżył
się do nich, wyraznie oszczędzając lewą nogę.
60
R S
W odróżnieniu od matki Sonia zareagowała na tożsamość Jeda
kilkoma pochlebnymi komentarzami o jego książce, potem przymrużyła
oczy i spojrzała na
Meg. Bez wątpienia zastanawiała się, jakim cudem Meg zdołała
poznać tak sławnego i fascynującego mężczyznę.
- A gdzie jest mały... Scott, tak go chyba nazwałaś? - rzuciła z
zauważalnym chłodem.
Meg zaczerpnęła gwałtownie tchu i już miała ostro odpowiedzieć,
ale przeszkodził jej powrót matki.
- Cieszę się, że zdołaliście wrócić, zanim znowu rozpętała się zamieć
- stwierdziła pani Hamilton, zauważywszy, że córka i jej mąż dołączyli do
towarzystwa.
- Ledwo, ledwo - wycedziła ponuro Sonia. - Nie macie nic przeciwko
temu, że pójdziemy na górę i odświeżymy się trochę przed lunchem? -
spytała, nie zwracając się do konkretnej osoby. Wzięła męża pod rękę i
oboje zaczęli wchodzić po schodach.
- Znowu zaczęło mocno sypać? - spytała z niepokojem Meg. Gdyby
tak było, jak Jed wróci do domu...
- Gorzej niż wczoraj - odpowiedział ojciec, który właśnie wrócił,
nadal trzymając Scotta na rękach. Ku zadowoleniu Meg, jej synek
wydawał się tym zachwycony. - Na twoim miejscu, Jed, zabrałbym z
samochodu bagaże, dopóki masz na sobie wierzchnie okrycie.
- Och, ale...
- Dobry pomysł, Davidzie - wtrącił stanowczo Jed. - Idziesz ze mną,
Meg? - dodał znacząco.
61
R S
Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Najpierw ogłosił, że jest jej
przyjacielem, a teraz proponował, by zabrali jego bagaż z auta. Ale
przecież nie miał ze sobą żadnej torby. A może...?
Potrząsnęła z zakłopotaniem głową.
- Ale czy nie byłoby lepiej...?
- Nie mogę sam wszystkiego przenieść - powiedział żartobliwie. -
Myślę, że zapakowała tyle rzeczy, że starczyłoby ich na miesiąc - zwrócił
się do jej ojca.
Meg ściągnęła brwi. Przecież Jed wiedział, że to nie była prawda,
sam zwrócił uwagę, jak niewiele rzeczy zabrała ze sobą. Oczywiście, były
tam też wszystkie świąteczne prezenty dla Scotta.
Jednakże nadal miała wiele do powiedzenia Jedowi na osobności.
Najwidoczniej on jej też.
- Uff - odetchnął z ulgą, gdy znalezli się już na dworze, a drzwi
frontowe zamknęły się za nimi. - Nic dziwnego, że nie chciało ci się tu
przyjeżdżać. - Skrzywił się. - Wydaje mi się, że twój ojciec jest w porząd-
ku, ale reszta... - Potrząsnął głową. - Twoja matka przypomina odwróconą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]