[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Landry rzucił okiem na zegarek. - Powiedziała, że postara się
przyjść.
- Może jej coś wypadło. Pewnie musi pilnować interesów.
Czym ona się zajmuje? Dekoracją wnętrz?
- Urządzaniem wnętrz biurowych i chyba domowych też -
odparł Conn, zastanawiając się, czy Honor przyjedzie na spotka
nie.
Dzwonił do niej poprzedniego dnia rano, nazajutrz po kola
cji, i zaprosił ją na dzisiejszy trening. Uważał swoją propozycję
za atrakcyjną, wiedział bowiem, że Honor lubi przyglądać się
biegającym koniom. Początkowo potraktowała jego zaproszenie
z wahaniem, ale w końcu powiedziała, że postara się przyjechać.
Był pewien, że przyjedzie. Wszystko układało się według
jego planu. Oboje wiedzieli, że Honor nadal jest jego dłużnicz-
ką, mimo iż wręczyła mu czek na pięć tysięcy dolarów. Widział
w jej oczach autentyczną wdzięczność.
Prawdziwy rycerz na białym koniu i w lśniącej zbroi, pomy
ślał sarkastycznie. Sam nie wiedział, dlaczego złości go ten
wizerunek.
Ostatnio wiele rzeczy go irytowało, zupełnie bez powodu.
Nie mógł tego zrozumieć. Kiedy postanowił odszukać Honor
Mayfield, wszystko wydawało się proste i łatwe. Podjął tę decy-
HONOR, MIAOZ I... 53
zję, kierując się intuicyjnym przekonaniem, że nadal istnieją
pytania, na które odpowiedzieć mogła tylko Honor. Nie sądził
wprawdzie, aby wiedziała, co się wydarzyło wiele lat temu, ale
ostatecznie nosiła nazwisko Mayfield. Być może dzięki niej
rozwikła dręczącą go zagadkę, pozna prawdziwe przyczyny
prześladującego go od dawna poczucia krzywdy i niesprawied
liwości.
Jednak gdyby Honor wiedziała, z kim ma do czynienia,
z pewnością nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego. I prawdo
podobnie miałaby rację. Musiał więc najpierw ją oczarować,
a dopiero potem odkryć swą tożsamość.
Teraz, kiedy ją pocałował, był przekonany, iż pierwsze nitki
sieci zostały porządnie napięte. Jej reakcja była jednoznaczna
i jego ciało wciąż ją pamiętało.
Na pewno się zjawi, pomyślał z satysfakcją. Poczuwała się
do okazania wdzięczności, a ponadto dała mu do zrozumienia,
że uważała go za atrakcyjnego mężczyznę. Odpowiedziała prze
cież tak żarliwie na pocałunek.
- Właśnie idzie - powiedział Ethan, machając ręką do Ho
nor, która zdążała w ich stronę z plastikowym kubkiem kawy
w dłoni. - Tutaj, panno Honor! - zawołał.
Conn odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć. Rozpierała go
duma posiadacza. Honor wyglądała tego ranka szczególnie ład
nie. Włosy, założone z jednej strony za ucho, przytrzymywała
oryginalna spinka; niebieską, bawełnianą bluzkę wyrzuconą na
opięte dżinsy obejmował w talii skórzany pasek.
Honor, podchodząc do barierki, spostrzegła w oczach Lan
dry'ego błysk pożądania, który ją trochę wytrącił z równowagi,
54 HONOR, MIAOZ I...
nawet jeśli odczuła na widok Conna wyrazną przyjemność. Mo
że miała rację wcześniej rano, gdy zastanawiała się, czy nie
zrezygnować ze spotkania. Zacieśnianie tej znajomości mogło
się okazać niebezpieczne, zważywszy na fakt, iż najwyrazniej
ciągnęło ją do Conna. A jednak przyjechała, nie będąc w stanie
sobie tego odmówić.
- Zacząłem podejrzewać, że zrezygnowałaś - powiedział ci
cho Conn po wymianie powitań. Obrzucił ją uważnym, pełnym
aprobaty spojrzeniem, odnotowując każdy szczegół jej wyglądu.
- Nie byłam pewna, czy przyjadę- odparła, uśmiechając się
i popijając kawę. - Czy to jeden z pańskich koni, Ethanie?
- Tak, panno Honor - oświadczył z dumą Bailey, nastawia
jąc stoper, na którym mierzył czas klaczy. - Zapłaciłem niezłą
sumkę za tę damę. Wiążę z nią duże nadzieje.
- Ethan wiąże duże nadzieje ze wszystkimi swoimi końmi -
zauważył Conn.
- Zależy mi na czymś więcej niż na odpisie podatkowym.
Chciałbym mieć zwycięzcę - powiedział Ethan. - Wszystkie
odpisy podatkowe świata nie są tak satysfakcjonujące jak jedno
pewne zwycięstwo.
- Od jak dawna trzyma pan konie wyścigowe? - spytała
z zainteresowaniem Honor.
- Och, od lat. Nie umiałbym ich nawet policzyć. Stałem się
pasjonatem.
- Ty też jesteś pasjonatem, Conn?
- Jeszcze nie wiem. Spadek jest moim pierwszym koniem -
odparł obojętnym tonem, spoglądając na nią szarymi oczyma. -
Mężczyzna może się pasjonować wieloma rzeczami.
HONOR,MIAOZ I... 55
- Na przykład?
- Kobietami.
- Albo gorącą kawą - wtrącił Ethan Bailey, jakby wyczuwa
jąc narastające między nimi napięcie. - Ta kawa na pewno wspa
niale smakuje, Honor - dodał.
- Kupiłam ją w barku przy wejściu, który otworzyli specjal
nie dla uczestników treningu. Gdybym wiedziała, że nic tu nie
macie, przyniosłabym wam po kubku - odparła.
Czuła dziwną wdzięczność wobec Baileya za to, że swoim
odezwaniem rozproszył jej chwilowe zakłopotanie, wywołane
słowami Conna.
- Może pójdziemy po kawę? - zaproponował Ethan.
- Ja przyniosę - zaofiarował się Landry, wstając i idąc
w stronÄ™ barku.
Honor przyglądała mu się, podziwiając sprężystość jego ru
chów. Dzisiaj miał na sobie dżinsy i beżową koszulę, które
pasowały do wyglądu zdobywcy. Przestąpiła nerwowo z nogi na
nogę i pociągnęła łyk kawy.
Po raz setny, odkąd Conn wyszedł z jej mieszkania poprzed
niej nocy, powiedziała sobie, że powinna wycofać się z tej zna
jomości. I po raz setny postanowiła, że zaczeka jeszcze trochę,
zanim podejmie ostatecznÄ… decyzjÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]