[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowie pytanie: I co z tego?
Na domiar złego po Gośce, ubranej w dwuczęściowy kostium, tym razem gołym okiem
widać było jej idealne wymiary. Ze mną, ubraną w kostium jednoczęściowy,
zachodziła sytuacja odwrotna. Było po mnie widać odrobinę za wąskie biodra,
odrobinę za płaski biust, odrobinę za obfitą warstewkę tłusz-czyku w talii,
odrobinę za chude uda. Niezadowalające elementy mojej budowy odbijały się w
okularach Gośki, w wodzie basenu, w szklankach z napojami, w szybach tarasu,
jakby cały świat stał się idealnie lśniący, \eby zrobić mi na złość. Powielony
53
w takich monstrualnych ilościach ka\dy pryszcz na skórze zamienia się w
niebotyczną wadę. W garb. Siedziałam więc przybita i garbata nad basenem Gośki,
nie widząc dla siebie perspektyw.
- Najgorsze jest to, \e moja głupota ma solidne racjonalne podstawy - wyjaśniłam
Gośce z \alem. - Dlatego trudno z nią walczyć. Na przykład czekam cały czas, \e
on zadzwoni. Dzwoni Sebek, zdaje mi się, \e to on, dzwoni mama, zdaje mi się, \e
to on, dzwonią ze szkoły, to samo, nawet jak miałam pomyłkowy telefon, myślałam,
\e to on. A on przecie\ w ogóle nie zna mojego numeru. Zdaje ci się, \e nie da
się tego logicznie wytłumaczyć? Da się! Powiedzmy, \e on zrobił się ostatnio
nerwowy, nie mo\e spać, obawiając się włamania do tego wielkiego domu. Potrzeba
mu jakichś pastylek, rozumiesz. I poszedł do lekarza po receptę, akurat
przypadkowo do ojca. A tam na biurku moje zdjęcie. Od słowa do słowa, wziął od
taty numer mojej komórki. Czy nie mo\e teraz zadzwonić w ka\dej chwili? Mo\e.
Albo zgadał się z ojcem ucznia na meczu piłkarskim.  Kto go uczy polskiego? Taka
szatynowata blondynka, której ju\ odrasta pod rozjaśnieniem? Z parasolką? Znam
ją! Jaki ona ma numer telefonu?". Przecie\ rodzicom uczniów rozdałam numer
jeszcze na początku roku. Więc mo\e odezwać się w ka\dej chwili. Sama powiedz.
- Teoretycznie mo\e - zgodziła się Gośka. - Ale praktycznie chodzi o to, \e
wpadłaś. Cierpisz na przerost wyobrazni, a to się nazywa miłością. Przerost
wyobrazni. Wiesz, dlaczego Berni jest we mnie zakochany na zabój siedem lat po
ślubie? Czyli w roku kryzysowym? Bo widzi we mnie wszystkie kobiety świata. Ja
nimi nie jestem, ale on je we mnie widzi, więc czuje miętę, a czując miętę,
widzi we mnie wszystkie kobiety świata. Przerost wyobrazni, rozumiesz? Błędne
koło.
- Tak to wygląda - powiedziałam i na chwilę zamilkłyśmy. No tak, w sumie miłość
to rzeczywiście coś, co dzieje się w głowie człowieka. Taka schizofrenia. Widzi
się ksią\ąt albo księ\niczki, których nie ma. Mo\na z nimi porozmawiać, dotknąć
ich, nawet wziąć z nimi ślub. Ale to schizofrenia. Gośka ma rację. Miałam jednak
wra\enie, \e ka\da z nas mówi o własnych rozterkach.
54
Mój problem wymaga osobnego potraktowania. Szczególnego, analitycznego. Mo\e
chodzi o to, \e Gośce brak danych?
Pociągnęłam przez słomkę zimny napój pomarańczowy, a\ zaszczypały mnie zęby.
Latem Gośka zawsze ma zmro\one napoje, a ja mam napoje w temperaturze pokojowej,
choćbym wyciągnęła je prosto z lodówki. Zimą jest odwrotnie.
- Ja go trochę śledziłam - wyznałam z za\enowaniem. -Podpatrywałam go.
- Gdzie?
- W tym domu. Przez okna balkonowe.
- Od łazienki?
- Odbiło ci!? Nawet ty nie masz balkonu w łazience. Tak tylko podglądałam. Co
robi, kiedy jest w środku. Po drugiej stronie ulicy rośnie drzewo. Je\eli ma się
lornetkę...
- Podglądałaś przez lornetkę?
- Takie dziwne? Ty przez co byś podglądała? Przez masel-niczkę?
Gośka usiadła na le\aku, opuszczając nogi, jakby chciała napić się napoju, ale
wcale po niego nie sięgnęła. Wzruszyła ramionami, \e jasne, \e ona te\ by przez
lornetkę i w ogóle się solidaryzuje, ale patrzyła na mnie, jakbym miała
rozmazany... A mo\e naprawdę mój tusz jest do bani?
Chocia\ z drugiej strony sama nie mogłam się nadziwić, \e wlazłam na to drzewo.
Nawet mniejsza o ewentualny upadek. Pod spodem jest daszek kryty papą. Ale
przecie\ mógł mnie zobaczyć przechodzień. Obok działa klub osiedlowy i kręcą się
ludzie. Nie zdajecie sobie sprawy, ilu nieznajomych zna statystyczną
nauczycielkę. Czasem na ulicy kłania mi się ktoś, kogo w \yciu na oczy nie
widziałam. Wezwie mnie na dywanik nasza dyrektorka i powie:  Pani Dominiko,
zawiodłam się na pani. Doszły mnie słuchy, \e w czasie wolnym od zajęć chadza
pani po drzewach jako podglądaczka". Co na to ja?  Pozory, pani dyrektor. W
rzeczywistości uprawiam platoniczną miłość!". A ona:  Ale\ pani Dominiko,
rozumiem, \e zakochany Rapcu-chowicz podglądał dziewczęta w szatni po wuefie,
ale \eby pani? Co rodzice powiedzą?".  Mama obiecała, \e doszuka się sensu w
moim postępowaniu".  Mówię o rodzicach uczniów, pani
55
Dominiko!". I to jest zwykle, niestety, argument ostateczny.  Więc niech mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •