[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-I zdejmij mu kajdanki. Przekonam go, żeby ci dał to, czego
chcesz.
Robert nadal przyciskał lufę do jej skroni.
- Ty go rozkuj - polecił, wręczając jej kluczyk. - Ale pamię-
taj: po popełnieniu pierwszego morderstwa zabija się łatwiej.
Nie myśl, że od razu zastrzelę któreś z was. Strzaskana rzepka
kolanowa skłania mnóstwo ludzi do mówienia.
Ręce trzęsły się jej tak bardzo, że z trudem zdołała trafić klu-
czem w zamek. Brent przez cały czas wpatrywał się w nią złoci-
stymi oczami. Ostrzegał ją bez słów. Najpierw uwolniła jego
ręce, a on zdarł knebel i rozpiął stalowe obręcze na nogach.
Podniósł się z trudem i musiał oprzeć się o Kathy.
Z jego skroni sączyła się krew, ale trzymał się dzielnie. Sta-
nął naprzeciw Roberta i delikatnie pchnął Kathy za siebie.
- Zabiję ją. Wiesz, że to zrobię - syknął Robert.
- A jakie mam gwarancje, że pozwolisz nam odejść, gdy
zgarniesz te kamienie?
- %7ładnych. Jeśli będziesz się upierał, to na pewno was zała-
twię.
- Patowa sytuacja, nie sądzisz?
- Nie. Zaraz ci to wyjaśnię. Otóż za jakieś pięć minut za-
S
R
strzelę Kathy, jeśli nie dostanę brylantów.
S
R
- Rozumiem. Chodzmy sprawdzić skrytkę numer dwadzieścia
dwa. Ale pamiętaj, że ja też nie daję ci żadnych gwarancji.
Może wcale nie uda mi się otworzyć tego zamka.
Mocno ściskał przegub Kathy i starał sieją osłaniać. Puścił ją
przodem, gdy Robert został nieco w tyle.
W pomieszczeniu było prawie całkiem ciemno. Szli właści-
wie po omacku. Kathy zerknęła przez ramię, wciąż wstrząśnięta
faktem, że bezwzględnym bandytą okazał się Robert. Ich stary
przyjaciel.
- Dlaczego? - spytała oszołomiona.
- Dlaczego? - powtórzył i uśmiechnął się krzywo. - Na jakim
świecie żyjesz? Rozejrzałaś się wokół siebie? Czy kiedykolwiek
zastanowiłaś się, dlaczego tylu ludzi ma takie morze szmalu?
Mafia narkotykowa opłaca najlepszych prawników. Wyszcze-
kani adwokaci zdobywają majątki, a każdy dolar pochodzi z
handlu białym proszkiem. Wszyscy są zadowoleni, bo wszyscy
się bogacą. Długo harowałem i nadstawiałem karku, a co mie-
siąc dostawałem grosze. I w końcu zapragnąłem cząstki tego
bogactwa. Pojawiła się szansa Pewien typek musiał uciec. Podał
mi miejsce ukrycia części swoich zasobów. Zaryzykowałem i w
nocy pozwoliłem mu zwiać. Woreczek brylantów należał do
mnie. Wystarczyło wypuścić tego gnoja, który za dwa dni i tak
wyszedłby za kaucją. A pózniej sąd oddaliłby zarzuty. Działanie
naszego prawa dało mi wiele do myślenia. Ale Harry Robertson
okazał się żałosnym szczurem. Nie chciał oddać mi tego, co do
mnie należało. Musiałem zorganizować więzienną bójkę, żeby
go załatwić. Teraz chodzi mi tylko o brylanty. Gra jest skończo-
na. Te kamyczki zapewnią mi byt i bezpieczeństwo do końca
życia. Wierz mi, Kathy, że zawsze cię lubiłem. Słowo daję. Nie
gniewaj się. Nie zamierzałem cię w to mieszać, ale nie mam
S
R
wyboru. Brent, do roboty. Otwórz tę cholerną skrytkę.
S
R
- Zabiłeś żonę Keitha! - Kathy patrzyła na niego jak na po-
twora.
- Początkowo sądziłem, że chodziło o Keitha. Musiałem go
przestraszyć. Wytrącić z równowagi.
- Więc ją zamordowałeś - dodał Brent.
- I zastrzelę Kathy, jeśli się nie pośpieszysz.
Brent przeniósł wzrok na okrągły zamek szyfrowy. Wybrał
kilka cyfr i spróbował otworzyć drzwiczki. Nawet nie drgnęły.
Mijały kolejne, cenne sekundy.
Robert szarpnął Kathy za ramię i znów wcisnął w jej policzek
koniec lufy. Kathy miała ochotę się rozpłakać. Pod powiekami
piekły ją łzy, a w ustach prawie czuła smak metalu.
- Szybciej, Brent - przynaglił go Robert.
- A co potem? - warknął Brent. - I tak dusisz ją tą spluwą.
Niby za co mam ci dać te brylanty?
- Ustalmy warunki. Wyjmiesz i dasz mi brylanty. Zostawimy
Kathy tutaj, a ty popłyniesz ze mną. Ona nie piśnie nikomu ani
słowa, bo ja pozwolę ci skoczyć do morza bardzo daleko od
brzegu.
- Wypuść ją już teraz.
Robert zawahał się.
- Pozwól jej odejść - nalegał Brent. Robert odepchnął ją od
siebie.
- Idz tym przejściem - polecił jej Brent. - I nie wracaj, słysza-
łaś?
Kiwnęła głową.
Brent znów przestawił tarczę zamka. Coś szczęknęło. Drzwi-
czki uchyliły się na kilka centymetrów.
Robert ruchem ręki polecił Brentowi wejść do wnętrza wą-
skiego sejfu.
S
R
- Wyjmij brylanty.
Brent otworzył szerzej drzwi i wsunął się do skrytki. Robert
skierował broń w jego stronę.
- Wracaj, Kathy, albo zaraz go zabiję. Nie mogę wziąć go ze
sobą. Jest zbyt niebezpieczny. Muszę zabrać ciebie.
Stała nieruchomo, jak wrośnięta w ziemię. Robert wycelował
pistolet w plecy Brenta. Krzyknęła i podbiegła do Roberta. Na-
tychmiast unieruchomił ją zapaśniczym chwytem.
- Dawaj brylanty, Brent. Za każdy, który upadnie, ona straci
palec. Połóż je na ziemi i popchnij w moim kierunku.
Brent wynurzył się z ciemności. Schylił się i wykonał polece-
nie, nie odrywając wzroku od Kathy i Roberta. Robert pochylił
się, nie puszczając Kathy, i chwycił aksamitny woreczek. Na-
stępnie wyprostował się i zaczął cofać się do wyjścia. Brent ru-
szył jego śladem, nie zważając na wycelowany w swoją twarz
pistolet. Robert z Kathy powoli stąpali do tyłu, a Brent - do
przodu.
W ten sam sposób pokonali kilkunastometrowy odcinek od
przechowalni do przystani. Robert zatrzymał się przy jednej z
motorówek.
- Puść moją żonę. Dostałeś brylanty i jesteś wolny.
- Wybacz, Brent, ale ci nie ufam.
Robert cofnął się jeszcze o krok. Między burtą łodzi a brze-
giem mola ziała metrowa szczelina. Robert zepchnął Kathy z
pomostu. Krzyknęła i z jękiem upadła na pokład. Robert szybko
skoczył za nią i jednym ruchem zerwał cumy z metalowego pa-
chołka. Jedną ręką uniósł wycelowaną w Brenta broń, a drugą
szarpnął sznur, żeby zapalić silnik.
Nieduży motor kaszlnął i zaskoczył.
- Zostań tutaj - powiedział Robert. - Ona do ciebie wróci.
S
R
- Akurat! Zastrzelisz ją gdzieś na morzu i wrzucisz jej ciało
do wody. Nie masz innego wyboru. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •