[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że od solidnej ulewy dzielą ich tylko minuty. Ze wschodu dał się słyszeć odległy grzmot, przywodzący na
myśl chrobot przesuwanego po kamiennej posadzce ciężkiego stołu.
Zadzwonił telefon Wiśniewskiego. Policjant odszedł kawałek na bok i rozmawiał dwie minuty. Potem z
ponurą miną podszedł do Piotra. Ten jednak nie zwrócił uwagi na tę zmianę nastroju.
- Wiem już, skąd wzięła się tamta w jeziorze - powiedział architekt. - Płynęła łódką, a łódka zniknęła.
Zniknęła dla niej.
- Wiem... Muszę cię oficjalnie prosić - westchnął policjant - żebyś nie opuszczał miasta.
- Słyszałeś, co powiedział profesor! - Piotr uniósł głos. - Nie chcę zgodnie z prawem skończyć jako
kolejna teczka na biurku jakiejś tam biurwy.
- Powiedziałem: oficjalnie". Jeśli facet ma choć trochę racji, to nieoficjalnie radzę ci wziąć gotówkę z
banku, paszport i wsiąść w pierwszy samolot. Nie używaj kart kredytowych.
- Dzięki chociaż za to.
- Muszę wracać do pracy... Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinieneś, a raczej nie powinieneś
wiedzieć. Zachowaj tę informację dla siebie. O północy sprawę przejmie Centralne Biuro Zledcze.
Najpewniej pierwsze, co zrobią, to wyciągną cię w nocy z łóżka i zamkną prewencyjnie. Do wyjaśnienia.
W całym kraju znaleziono prawie sto ciał. Tylko dzisiaj rano na południu siedemnaście, a znajdą pewnie
więcej, jak tam przestanie lać.
Podali sobie ręce.
- Gdybyśmy mieli się więcej nie spotkać - powiedział policjant - to po prostu: życzę ci powodzenia.
Potem odszedł szybkim krokiem, nie oglądając się.
Mam uciec, pomyślał Piotr. Czyż nie to czynię przez całe życie? Uciekam, ustępuję i chowam się.
Innymi słowy - robię karierę pracowitej mróweczki.
Nie myślał wcale o tym. Myślał o Monice. W innym świecie była jego żoną. Ale czy to miało tutaj
jakiekolwiek znaczenie? Czy był za nią odpowiedzialny? Nie, to nie to... Tam uznał, że jest kobietą jego
życia, więc tu też powinno tak być. Gdyby spotkali się w sprzyjających okolicznościach. Może kilka lat
temu rozwiązał mu się but i spóznił się kilka sekund na metro, którym ona jechała? Kto wie...
Przeskok wymaga zapewne sporej energii, pomyślał, patrząc na odległe wyładowania, a właśnie z
południa zbliża się do nas latająca elektrownia.
Przypomniał sobie słowa policjanta: Na południu kraju siedemnaście ciał".
Poczuł, że myśl o powrocie do domu jest zbyt nieprzyjemna, by ją nawet rozważać, ale było już za pózno
- ruszyło go sumienie. Sumienie? Czy można to tak nazwać? Był to raczej smutek. Głęboki smutek
wynikający ze świadomości. Wiedział, co stało się z tą Moniką, która zniknęła dziś z domu rodziców. O,
tak! Zrozumiał to już w domu profesora, może nawet wcześniej, ale odpychał od siebie tę myśl.
Wylądowała w świecie, w którym biurko wciąż stało na swoim miejscu. Blat obciął, oderwał jej obie nogi.
Wykrwawiła się zapewne w ciągu minuty, ale co czuła przez tę minutę? Nie wiedziała, co się stało. Nie
wiedziała, dlaczego umiera. Podobnie sto pozostałych.
Gdzie jest Bóg, gdy dzieją się takie rzeczy?!
Podszedł do postoju taksówek i kazał się zawiezć do domu. Zajęło to kwadrans. Zapłacił i nie czekając na
resztę pobiegł w kierunku wejścia do budynku. Deszcz zaczął lać nagle, jakby ktoś na górze odkręcił kran z
zimną wodą. W ciągu kilku sekund był cały mokry. Przypomniał sobie przeczytany kiedyś dowód
matematyczny na to, że mniej kropel wody trafia w człowieka idącego niż w pokonującego tę samą drogę
biegiem.
Dopadł drzwi, przekręcił zamek, wbiegł na swoje piętro, i kalecząc się w palec otworzył drzwi do
mieszkania. Rozejrzał się. Nie było żadnego nowego trupa. Super! Dziś nie ma trupa. Rewelacja! Wszedł
do środka, jakby stąpał po polu minowym. Rozbłyski za oknem były coraz częstsze, a odgłos grzmotów
głośniejszy. Burza zbliżała się.
Ile mam czasu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]