[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieruchome jak moje myśli. A jeśli jednocześnie idę i mówię, potykam się co
krok.
- Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Poukładać w głowie. Ale nie
mogłam postąpić inaczej, musiałam wrócić. Nie obchodzi mnie, czym jesteś.
Nieważne, co z nami dalej będzie. Bardzo za tobą tęskniłam.
Obejmuje mnie ramieniem. Przyciąga do siebie. - Mnie ciebie też -
szepcze. I wtedy, po raz pierwszy odkąd go znam, wydaje się naprawdę
szczęśliwy. Promienieje cichą radością jak słońce o poranku.
Odwzajemniam jego blask, odbijam go, rozszczepiam na tysiąc barw.
Czuję, jak moja dusza płonie ze szczęścia. Chcę zatrzymać tę chwilę na zawsze.
Każda sekunda z Thursenem jest bezcenna. Kiedyś stanie się wilkiem, porzuci
mnie, zapomni. Ale jeszcze nie teraz, nie dziś. W tej chwili jest przy mnie.
Bardziej niż kiedykolwiek. Jest tak blisko, bo mi zaufał, odsłonił się,
powiedział, czym jest. Ta chwila, ten jego uśmiech, jest tym cenniejsza, że
przeminie. Jego twarz, jego uśmiech są tak cenne, bo wkrótce znikną na zawsze
za pyskiem wilka, którego w sobie nosi.
Stoimy wpatrzeni w siebie. Mogłabym zatracić się w jego spojrzeniu.
Chcę na zawsze wyryć sobie jego obraz w sercu. Delikatnie wyciągam rękę,
dotykam jego twarzy. Serce mi wali, coś w mojej piersi zaciska się, gdy czuję
pod palcami jego delikatną skórę. Obrysowuję jego kości policzkowe drżącymi
palcami, muskam łuki brwiowe. Zamyka oczy. Dotykam jego powiek, cienkich
jak papier. Wędruję dalej, odkrywam jego usta. Obrysowuję wyrazną górną
wargę i pełną dolną. Nagle otwiera ciemnobrązowe oczy. Patrzy na mnie. Bierze
mnie za rękę, kładzie sobie ją na karku. Obejmuje mnie w talii. Pali mnie
spojrzeniem, wplata palce w moje włosy. Zamykam oczy, czuję jego bliskość.
Jego ramiona wokół mnie, jego oddech na policzku. Należę do niego. Tak
powinno być. Całujemy się, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Dotykamy się,
poznajemy, smakujemy, jakby dzisiaj po raz ostatni ćwierkały ptaki, rosły
drzewa, świeciło słońce. Jakby rozpalony meteoryt, który zniszczy ziemię, już
ku niej leciał. Wtulamy się w siebie i chcemy pozostać tak na zawsze. Czas traci
znaczenie, rozciąga się i redukuje do ulotnych sekund. Ten pocałunek nie może
się skończyć.
A jednak. Las, który zniknął, otacza nas ponownie. Myśliwi wracają,
skowycząc. Skaczą radośnie, merdają ogonami... Thursen musi każdego
poklepać po grzbiecie - Jerro, Fatha, jasnego Rawuhna, Krestora i Lurnaka. Jako
ostatni nadbiega potężny czarny wilk. Biegnie w naszą stronę, swobodnie,
nonszalancko. Znika za kępą krzewów i wyłania się po chwili jako Norrock.
Pewnie właśnie tak to wyglądało, wtedy, gdy po raz pierwszy zawędrowałam do
obozu. Wtedy wilki też nagle zniknęły w zaroślach, a potem, nagle, zjawili się
ludzie. Przeobrazili się.
Norrock podchodzi do nas i przybija piątkę z Thursenem. Ze mną też,
choć nie za bardzo mi to wychodzi. Jestem ciągle zagubiona. Po raz pierwszy
przemiana następuje w mojej obecności, choć nie widziałam jej na własne oczy.
Thursen bierze mnie za rękę.
- Chodzmy - mówi cicho. Zostawiamy pozostałych w tyle. Słońce już
zaszło, przez drzewa sączą się ostatnie promienie dnia.
- Musiał zrobić to akurat teraz! - złoszczę się.
- Wiesz przecież, że się zmieniamy.
- Tak. - Ale wiedza to jedno. Ale Norrock w wilczej skórze! Jest okropny!
Thursen patrzy na mnie i śmieje się cicho.
- Co znowu?
- Twoje oczy. W jednej chwili to przejrzyste błękitne jeziora, w następnej
- szarogranatowe, jak burzowe chmury.
Co on opowiada o moich oczach?
- Twoje są o wiele dziwniejsze. Całkiem szare. Jeszcze nigdy takich nie
widziałam.
- No pewnie, że nie - odpowiada cicho.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest normalny kolor oczu. My, wilkołaki, tracimy kolory.
Skóra, włosy, nawet ubranie. Moje oczy były pewnie kiedyś inne.
- Jakie?
Wzrusza ramionami.
- Nie mam pojęcia. Chyba nie były błękitne, skoro teraz są takie ciemne.
- Nie obchodzi cię to?
Wbija wzrok w ziemię, jakby leśna dróżka, którą idziemy, nagle stała się
nie do przebycia. Zwleka z odpowiedzią. - Nie.
- Ale dlaczego nie?
W końcu na mnie patrzy.
- Nie jestem tu chyba bez powodu, prawda? Nie przystałem do stada dla
zabawy. Wiesz, że nadal pamiętam, przed czym uciekali inni, gdy do nas
dołączyli?
- Rawuhn?
- Złamane serce. Jego dziewczyna wybrała innego. Nie mógł się z tym
pogodzić. Z Karrem było gorzej.
- A co?
- Był prześladowany w szkole. - Thursen zrywa liść z drzewa, kruszy go
między palcami, upuszcza kawałki po jednym i mówi dalej: - Wszystko, co
chcesz, do wyboru, do koloru. Drwili z niego, chowali mu rzeczy, obrażali,
pisali bzdury w internecie, niszczyli prace domowe, bili. Do tego nauczyciele,
którzy udają, że niczego nie widzą, i rodzice, którzy wstydzą się za syna fajtłapę
i każą mu wziąć się w garść i zacząć się bronić. Domyślasz się.
- No.
- Miał rude włosy i zielone oczy, tak przy okazji. Thursen bierze w dłoń
kosmyk moich włosów, owija sobie wokół palca. Uśmiecha się do mnie.
- Podobają mi się twoje niebieskie oczy. I dopilnuję, żeby takie zostały.
Wiem, co chce przez to powiedzieć: Nie przemieniaj się. Bądz
człowiekiem.
W myślach dopowiadam sobie coś, czego nie ubrał w słowa: a gdy
pewnego dnia stanę się wilkiem, pozwól mi odejść.
Potem stajemy razem na brzegu jeziora. Które to? Krumme Lanke?
Schlachtensee? nie, coś mniejszego. Czyli Pechsee albo Teufelssee. Nie wiem,
gdzie jestem. Ale kto trafi za Thursenem?
Podoba mi się gładka jak lustro powierzchnia jeziora Wieczorna mgła
gromadzi się nad wodą, zakrada się cienkim mlecznym welonem na brzeg.
Mgła, las i Thursen. Tu jest moje miejsce. Także szare oczy Thursena wpatrują
się w wodę. Obserwujemy wodne ptactwo. Ayski kłócą się o zdzbło trawy, ale
żadna z nich go nie zabiera. Krzyżówki nurkują na zmianę, co chwila w
powietrzu pojawia się inny kuper. Robię krok do przodu i płoszę kaczorka z
zielonym łebkiem. Pospiesznie ucieka do wody. Słyszę, jak z pluskiem do niej
wchodzi.
Podchodzę do pnia przy brzegu.
- Opowiedz coś o sobie - proszę i siadam.
- Ale co? - pyta. Stoi o kilka kroków ode mnie, na brzegu jeziora.
- Cokolwiek.
- Nic nie pamiętam. Nie wierzę.
- Rodzice? Rodzeństwo? Szkoła? Przecząco kręci głową. Ostrożnie pytam
dalej:
- Ile masz lat?
- Czy to ważne? - Patrzy gdzieś w dal, w punkt, który należy tylko do
niego. Nigdy tam nie dotrę.
Pyta, czy to ważne, ile ma lat. Nie, właściwie nie. A z drugiej strony, to
bardzo ważne, bo dotyczy jego. A wszystko, co jego dotyczy, jest dla mnie
bardzo ważne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]