[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kluczy.
Przez chwilę miał niejasne wrażenie, że wydarzenia zaczynają się toczyć
niezależnie od niego, że nie ma wpływu na ich bieg. Staję się fatalistą, pomyślał z
autoironią. Wyjął klucze i zamknął torebkę.
Kiedy wysiadał z auta i podchodził do drzwi wejściowych, czuł gwałtowne
pulsowanie krwi. Był podekscytowany, świadomy niebezpieczeństwa, na jakie się
naraża.
Ostrożnie otworzył zamki. Starał się odpychać cisnące mu się do głowy myśli,
robić tylko to, co niezbędne. Ale tuż pod chłodnym opanowaniem i
zdecydowanymi ruchami czaiło się coś innego... Wstrząsnął się. Nie chciał się nad
tym zastanawiać, wolał nie myśleć. Ciągle jeszcze był czas, by iść i obudzić Holly.
Przebudzona, popatrzy na niego tymi swoimi wielkimi oczami, które kiedyś
jaśniały miłością... niemal uwielbieniem, a teraz mierzyły go z zimną pogardą,
może nawet potępieniem. Coś takiego nie jest łatwo znieść, zwłaszcza kiedy sam...
Kiedy sam co? Kiedy zrozumiał, choć to zrozumienie nadeszło za pózno, że ją
kocha i zawsze kochał.
Wrócił do samochodu, otworzył drzwiczki od strony dziewczyny. Wstrzymał
oddech, kiedy w środku zapaliło się światło, ale Holly nawet nie drgnęła. Pochylił
się, wziął ją na ręce i ostrożnie wyniósł z samochodu.
Była lżejsza, niż się spodziewał. Pamiętał, jak bardzo zawsze wydawała mu się
krucha; taka delikatna i kobieca. Teraz jej figura nieco się zmieniła: talię miała
węższą, biust i biodra bardziej zaokrąglone, długie nogi smuklejsze.
Wtedy była nastolatką, teraz jest kobietą, uświadomił sobie z rozpaczliwą
jasnością, kiedy tak stał obok samochodu, w nocnej ciszy, i trzymał ją w
ramionach.
Wiatr przegonił chmury, które zakrywały księżyc i jego srebrzyste światło
niespodziewanie rozjaśniło ciemność, opromieniając twarz Holly bladą poświatą.
Robert wstrzymał oddech, bo dziewczyna poruszyła się nagle. Chciał ją
obudzić, zatrzymać bieg wydarzeń, nim całkowicie wymkną się spod jego kontroli,
ale jakaś część jego natury...
Holly westchnęła cicho, rozchyliła lekko usta. Poruszyła dłonią i położyła mu ją
na piersi. Zamrugała, jakby zaraz się miała przebudzić, ale po chwili głowa opadła
jej bezwolnie. Usłyszał jeszcze jedno ciche westchnienie, nim dotknęła ustami jego
skóry. Dreszcze przebiegły mu po plecach, poczuł gęsią skórkę na całym ciele.
Zadrżał.
Przypomniał sobie, jak kiedyś, dawno temu, Holly całowała go nieśmiało, z
lękiem wodząc ustami po jego skórze, a on z całej siły zagryzał wargi i
powstrzymywał się, by nie przyciągnąć jej do siebie, nie...
Dziś przepełniały go podobne pragnienia, ale teraz był bardziej doświadczony,
mniej nastawiony na siebie i własne odczucia. To jej chciałby dawać radość i mieć
pewność, że ona właśnie tego chce, że chce właśnie jego... Na samą myśl poczuł
ucisk w gardle, zapiekły go oczy. Holly, Holly... Zdusił w sobie szalone pragnienie,
by przebudzić ją i powiedzieć, jak bardzo ją kocha, jak strasznie mu jej brakowało.
Odwrócił się i ruszył w kierunku wejścia do domu.
W środku było ciepło i przytulnie. Lśniły wytarte ze starości kamienne płyty,
którymi wyłożony był przedpokój. Ozdobna kotara z ciężkiej tkaniny zasłaniała
drzwi. Na wypolerowanym stoliku stał bukiet ogrodowych kwiatów umieszczony
w cynowym wazonie. Cynowe kinkiety, wiszące na ścianach, łagodnie oświetlały
wnętrze. Drzwi z przedpokoju prowadziły do kilku pomieszczeń, ale Robert od
razu skierował się na schody. Podobnie jak kamienna podłoga na dole, drewniane
stopnie były wytarte od długiego używania. Starodawne mosiężne pręty
przytrzymywały rozłożony na nich chodnik, utrzymany w tonacji spłowiałych
błękitów, beżów i czerwieni.
Zaczął wchodzić po schodach. Robię to, co należy, upewniał się w duchu.
Przecież przyjemniej leżeć wygodnie we własnym łóżku, niż kulić się w fotelu.
Tylko jedne drzwi na górze były otwarte. Wszedł właśnie tam. Na drewnianej
skrzyni stojącej w nogach łóżka piętrzył się stos świeżo uprasowanej bielizny. Na
łóżku, niedbale rzucony, leżał biały szlafrok. Jego biel ostro odcinała się od
pastelowych kolorów narzuty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]