[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z kantoru.
Sara poszła za Mickiem do sklepu. Czy Lil rzeczywiście była
zamieszana we włamanie? Jej wyjaśnienie, że krążyła wokół sklepu
Micka, było raczej wiarygodne. Lil była przecież w Micku zakochana,
a Sara pamiętała z młodych lat, że sama też kiedyś chodziła i
wzdychała pod domem swego chłopaka. Natomiast zupełnie
nieprzekonujące było tłumaczenie dziewczyny, że chciała posprzątać
w sklepie. I gdyby nawet bała się policji, mogła przecież zawiadomić
o włamaniu anonimowo.
Kiedy Mick zapalił światło, ślady działalności rabusiów nie
rzucały się w oczy, sklep nie był splądrowany.
- Złodzieje, którzy lubią porządek - zauważyła Sara. - Czy już
wiesz, co zginęło?
- Domyślam się. - Mick skierował się do sklepowej kasy.
Szuflada była otwarta, wszystkie pieniądze zniknęły. Bez słowa
poszedł w kierunku kantoru. Zamek od drzwi był wyłamany.
Otworzył je i zapalił światło.
- Czysta robota - powiedział. - Nawet nie trudzili się otwieraniem
sejfu. Po prostu go wynieśli.
- Mick, tak mi przykro. Co w nim trzymałeś?
- Ponad pięć tysięcy dolarów gotówką. - Uderzył pięścią w stół. -
Cholera.
- Dlaczego zostawiłeś aż tyle? Na litość boską, Mick, dlaczego
nie oddajesz pieniędzy do banku?
- Saro, ja prowadzę transakcje gotówkowe.
- Ale pięć tysięcy dolarów?
- Zwykle w sejfie nie ma takiej ilości pieniędzy - przyznał. - Ale
zamierzałem jutro dokonać dużego zakupu w pewnej posiadłości.
Przymierzało się do tego parę osób. W takiej sytuacji do sprzedawcy
bardziej przemawia gotówka. - Opadł na fotel. - Nie mówmy nic
policji o Lil, dobrze?
- Ty o tym decydujesz - zgodziła się raczej niechętnie. - Ale
skoro Lil, jak mówiła, widziała złodziei, mogłaby dokonać
identyfikacji.
Sara wykręciła numer telefonu policji. Przynajmniej co do
jednego nie ma wątpliwości: Lil nie mogła dokonać rabunku. Chuda
dziewczyna nie poradziłaby sobie z sejfem.
- Saro, muszę ci coś wyjaśnić, zanim zjawi się policja -
powiedział Mick. - Nie jestem ich ulubieńcem. Oni uważają, że cały
handel używanymi rzeczami jest przykrywką działalności paserów.
- Dlaczego?
- No, to nie jest takie głupie przypuszczenie. Kupuję rzeczy
używane, które mogą być kradzione. Oczywiście, sprawdzam ich
pochodzenie. I wystawiam potrzebne dokumenty przy odsprzedaży.
Nie zajmuję się też handlem rzeczami, które najpewniej pochodzą z
kradzieży, na przykład telewizorami. Ale zawsze istnieje taka
możliwość, że ktoś podsunie mi komplet sreber stołowych, których
nie odziedziczył po babci ze Starego Kraju.
- Ty chyba prowadzisz swoje interesy, tak jak należy - odrzekła
Sara. - Więc dlaczego policja miałaby ciebie nie lubić?
- yle znoszę ich przepytywania.
Sara zgłosiła dyżurnemu policjantowi kradzież i podała adres
sklepu.
- Czy byłeś ubezpieczony? - zwróciła się do Micka.
- Oczywiście, co nie znaczy, że w tym przypadku coś mi to da.
Saro, ty jesteś ekspertem. Czy towarzystwo ubezpieczeniowe przyjmie
na wiarę moje oświadczenie o wysokości gotówki w sejfie?
- No, ja jestem świadkiem włamania. Masz z pewnością wyciągi
bankowe, potwierdzające podjęcie pieniędzy.
Rozumiała wątpliwości Micka. Polisy ubezpieczeniowe określały
zwykle górną granicę odpowiedzialności za skradzioną gotówkę i to
znacznie poniżej pięciu tysięcy dolarów.
Dalszą rozmowę przerwało wycie syren policyjnych. Przez okna
zobaczyli migoczące białe i czerwone światła.
Pierwszy do sklepu wkroczył krzepki policjant z ręką na kolbie
pistoletu. Przeszedł ociężałym krokiem na środek i rozejrzał się
dokoła.
- No więc? Chyba znowu będzie jak zwykle. Czy możesz
udowodnić, kiedy i co ci ukradziono z tej mysiej dziury?
- Mam dokumenty - odparł Mick.
- Dobra, Pennotti - powiedział policjant. - Co zginęło?
- Pieniądze z kasy sklepowej i sejf z biura. - Zastanawiał się
przez chwilę, zanim dodał: - I elektroniczne pianino.
ROZDZIAA 8
Wprawdzie policjanci szukali odcisków palców i spisali raport o
włamaniu, Sara jednak była przekonana, że ich wysiłki nie przyniosą
żadnego efektu. Pieniądze zginęły i jeżeli Lil nie złoży zeznań, szansa
odzyskania choćby centa była nikła.
Po wyjściu policji Mick opadł na fotel i położył nogi na biurko.
Westchnął i zapatrzył się w sufit. Sara usadowiła się naprzeciwko.
Gdyby tylko mogła mu w czymś pomóc.
- To pech. Akurat w tym dniu. Zwykle w sejfie nie trzymam
więcej niż pięćset dolarów.
Policjanci nie uwierzyli w kradzież tak dużej kwoty pieniędzy.
Spisując zeznania Micka, wymieniali głupkowate uśmieszki. Zdaniem
Sary, obaj byli przekonani, że to on sam upozorował włamanie.
- Należało powiedzieć im o Lil - oświadczyła z przekonaniem. -
Ona jest świadkiem. Mogłaby rozpoznać złodziei.
- Wiem, kto mnie obrabował. Ci dwaj już tu raz byli. Tego dnia,
kiedy przyszłaś po raz pierwszy do sklepu. Eddie i jego kolega ich
zatrzymali - przypomniał jej Mick.
- Policjanci mówili wtedy, że prowadzą w ich sprawie
dochodzenie. Może...
Mick zdjął nogi z biurka, wstał gwałtownie, pochylił się do
przodu i spojrzał na Sarę ponurym wzrokiem.
- Daj spokój, Saro. To nie telewizyjny serial kryminalny. Nikt
tych facetów nie złapie. Nie zostawiają odcisków palców. Policja nie
ma przeciw nim żadnych dowodów.
- Ale mamy Lil - upierała się Sara. - Naocznego świadka.
- Ona nie jest zbyt wiarygodna. Wyobrażasz ją sobie w sądzie?
Szesnastolatka z tatuażem na ramieniu, która opowie, że kręciła się
koło sklepu komisowego. Dobry adwokat w dwie minuty wyciągnąłby
z niej, że zrobiłaby dla mnie wszystko, łącznie ze złożeniem
fałszywych zeznań.
- A co z elektronicznym pianinem? - Sara nie dawała za wygraną.
- Czy myślisz, że ona ma coś wspólnego z jego kradzieżą?
- Tak, sądzę, że to ona je wzięła - przyznał.
- Lil czasem pomagała ci w prowadzeniu rachunków. Czy mogła
wiedzieć o pieniądzach w sejfie?
- Gotówkę odebrałem z banku dzisiaj. Nikt poza mną o tym nie
wiedział.
Sara uczepiła się ostatniej deski ratunku.
- To może przejrzymy wyciągi bankowe. Przynajmniej będziesz
miał dowód, ile pieniędzy pobrałeś z banku.
- Tak, ale to nie wykluczy możliwości, że potem sam je ukradłem
- odrzekł gniewnie. - Saro, twój system tu nie działa. Złodzieje nie
będą schwytani, a jeśli nawet, to i tak nie zobaczę już pieniędzy.
- A ubezpieczenie?
- Zgłoszę szkodę, a oni może coś mi wypłacą, ale całej sumy nie
zwrócą. Gdyby Lil była w to zamieszana - zmarszczył czoło - to w
ogóle niewiele mógłbym zrobić.
- Jeżeli Lil ma coś wspólnego z kradzieżą, to się przyzna. Jej
bardzo na tobie zależy. Zwróci pianino.
- Jesteś pewna?
- Tak sądzę. Myślę, że je sobie tylko pożyczyła.
Mick zerwał się od biurka. Czuł potrzebę wyładowania złości w
ruchu, w biegu. Chętnie też by zdzielił kogoś pięścią. Optymistyczne
przepowiednie Sary drażniły go.
- Kiedy to wreszcie zrozumiesz? - zapytał. - W moim przypadku
oficjalny system zawodzi. Odzyskam forsę tylko wtedy, kiedy sam
złapię tych facetów i wyrwę im ją z gardła.
- To nieprawda. Wszystko można rozwiązać legalnie.
- Jak? Ten sklep jest okradany mniej więcej raz do roku, a policja
nigdy jeszcze nikogo nie złapała.
- W coś musisz wierzyć.
- Dlaczego? Każdego dnia ludzie mnie okłamują. Przynoszą mi
fałszywe obrazy Picassa albo przedmioty z nierdzewnej stali i
twierdzą, że to srebro. Ludzie kłamią, kradną i oszukują.
- Nie jestem naiwna - odparła cicho. - Wiem, że tak się zdarza.
- Tylko nie tobie. Nie w twoim uładzonym życiu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]